Czy warto naukowo zajmować się amerykanizacją?

Print Friendly and PDF

 

WYDZIAŁ STUDIÓW MIĘDZYNARODOWYCH I POLITYCZNYCH

 

Amerykanizacja jest terminem znanym niemal wszystkim. Najczęściej budzi niechęć, nie kojarząc się z niczym pozytywnym. To słowo–wytrych dla publicystów krytykujących fenomen, który nie do końca rozumieją. Jest to też słowo niejednoznaczne i budzące wiele kontrowersji, zarówno na poziomie definicji, jak i zakresu zjawisk, które obejmuje. Czy więc warto naukowo zajmować się amerykanizacją? Czy dowiemy się czegoś więcej?

Amerykanizacja, rozumiana jako proces obejmujący różne dziedziny życia, polegający na coraz intensywniejszym funkcjonowaniu w tych dziedzinach wpływów amerykańskich, jest zderzeniem dwóch kultur: amerykańskiej i tej, z którą wchodzi ona w interakcje. „Badając zatem procesy amerykanizacji, dowiadujemy się więcej nie tyle o kulturze amerykańskiej, ile o naszej własnej. Dowiemy się też wiele o sobie samych: czy jesteśmy kreatywni i otwarci na zabawę ze znaczeniami kulturowymi, czy też biernie i bezkrytycznie >>konsumujemy<< amerykańskie wzory" – opowiada o badaniach nad amerykanizacją dr Jolanta Szymkowska-Bartyzel z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Bierny czy/i aktywny?

Amerykanizacja najczęściej rozumiana jest jako bezrefleksyjna adaptacja amerykańskich produktów (również kulturowych), formuł czy rozwiązań. Ludzie są wtedy postrzegani jako bierna, pusta intelektualnie masa, którą można dowolnie manipulować. Przy takim pojmowaniu amerykanizacja jest często mylona z globalizacją, procesem wynikającym z coraz większej roli polityki ponadnarodowej i integracji światowej ekonomii. W efekcie ma to prowadzić do globalnego mieszania się kultur i sprawia, że świat wszędzie wygląda tak samo. Różnorodność i rozmaitość jest nieopłacalna, a sprawdzone i zracjonalizowane produkty oraz rozwiązania uczynią świat nieznośnie przewidywalnym. Utożsamianie amerykanizacji z globalizacją jest jednak błędem, choć – jak twierdzą jej przeciwnicy – ma ona głównie amerykańską twarz. Na globalizację jednak składają się również inne procesy: japonizacja, italianizacja, ale też szczególne odmiany wywodzących się ze Stanów Zjednoczonych zjawisk: makdonaldyzacji czy disneyizacji, które już dawno przestały być wyłącznie amerykańskie.

Jednocześnie współczesne teorie globalizacyjne zakładają, że świat jest niezwykle różnorodny, a jednostki są podmiotami kreatywnymi, pełnymi inicjatywy i twórczo interpretującymi teksty kulturowe. Stąd też obawy o homogenizacyjne i uwsteczniające efekty działania amerykanizacji, jako jednego z elementów procesów globalizacyjnych, są zdecydowanie przesadzone.

Odbiorcy nie konsumują kultury amerykańskiej bezrefleksyjnie i biernie. Wręcz przeciwnie – z docierających do nich elementów tej kultury konstruują nową jej jakość, a ten swoisty bricolage przyczynia się raczej do tworzenia przez odbiorcę swej własnej wersji amerykańskiej kultury, aniżeli urabiania i uniformizowania tegoż członka społeczeństwa pod jej dyktat. W takim świetle amerykańska kultura jest jedynie inspiracją do dalszych obróbek, impulsem do tworzenia własnych, niepowtarzalnych rozumień i używania jej tekstów czy obiektów.


fot.: © Mylightscapes | Dreamstime.com

 

Jak amerykanizowali się Polacy?

Na początku lat 90., kiedy w Polsce nie rozumieliśmy prawideł nowej rzeczywistości, uczyliśmy się kapitalizmu i wolnego rynku, dawaliśmy się łatwiej uwieść amerykańskim wzorcom. „Pamiętacie, Państwo, jakim zainteresowaniem cieszył się amerykański serial Dynastia, który w wyraźny sposób ukształtował gusty Polaków, style życia oraz konsumpcji. Stroje i fryzury >>á la Alexis<< lub >>na Cristal<<, siedziby nowobogackich wzorowane na rezydencji Blake'a Carringtona, białe limuzyny krążące po dziurawych ulicach Warszawy – a to tylko jeden telewizyjny serial potrafił tak znacząco wpłynąć na polskie społeczeństwo" – tłumaczy dr Szymkowska-Bartyzel.

Pamiętajmy jednak, że były to czasy bez Internetu, telewizji kablowej, a wiedzę o świecie Polacy budowali w znacznej mierze na podstawie dość ograniczonego zasobu tekstów medialnych. Wtedy miały one zdecydowanie większą siłę rażenia.

Jak jest dziś? Po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku krytycyzm wobec amerykańskiej kultury i Ameryki znacząco wzrósł. Prezydent George W. Bush i jego decyzje polityczne nie budziły sympatii – to wtedy nasiliły się zjawiska będące obecnie, jak twierdzą badacze, bliźniaczym bratem amerykanizacji – mowa o antyamerykanizmie. Nawet Polacy, zawsze dość proamerykańscy, zaczęli patrzeć na wszystko, co amerykańskie z dużym sceptycyzmem. Wzorców do naśladowania zaczęli szukać w różnorodnej kulturowo Europie. Rozwój internetu, portali społecznościowych, przekazu satelitarnego itd. sprawił, że Polacy dopuszczeni zostali do takiego bogactwa tekstów pochodzących z różnych kultur, iż uniformizacyjne działania amerykańskiej kultury już nie były groźne. Parafrazując słowa słynnego niemieckiego reżysera, Wima Wendersa – trudniej dziś Jankesom kolonizować naszą podświadomość.

A może amerykanizujemy się sami?

Dla kulturoznawcy zajmującego się procesami amerykanizacyjnymi obszarem badawczym jest cała kultura. Można w niej badać obecność tekstów kultury amerykańskiej w mediach: telewizji, prasie czy polskim kinie lub przyglądać się ich wpływom na naszą kulturę, na przykład kulinarną lub biznesową. Można badania ograniczyć do stwierdzenia obecności takich wpływów poprzez przeprowadzenie zwykłej analizy treści, można również poszukać konkretnych wartości, które amerykańska kultura promuje, np. młodość, bunt, nowoczesność itp. Najbardziej fascynujące jest jednak nie to, co amerykańska kultura robi z nami, ale co my robimy z amerykańską kulturą. Dyskusje z młodymi widzami oglądającymi pasjami współczesne seriale amerykańskie takie jak Dexter czy Desperate Housewives (w Polsce emitowany pod tytułem Gotowe na wszystko) pokazują, jak wiele odczytań i wymiarów może mieć tekst kultury popularnej.

„W swoich badaniach skupiam się często na wyjątkowych przypadkach wykorzystania amerykańskiej kultury, gdy staje się ona tylko pretekstem lub formą, obudową do wyrażenia siebie w momentach, w których – jak pisał Winfried Fluck, niemiecki znawca kultury i literatury amerykańskiej – >>nie jesteśmy amerykanizowani, ale amerykanizujemy się sami<<" – podkreśla dr Szymkowska-Bartyzel.

Świetnym przykładem takiej „obudowy" jest trwająca już od wielu lat działalność śląskiego reżysera-amatora, Józefa Kłyka, który wykorzystuje, zużytą wydawać by się mogło i bardzo oczywistą, formułę amerykańskiego westernu i za jej pomocą opowiada losy Śląska i Ślązaków, pielęgnuje śląską tradycję, chroni tożsamość.

Przy produkcji filmów Kłyka (Człowiek znikąd, 1983; Full śmierci, 1986; Dwaj z Teksasu, 2000) bierze udział cała niemal społeczność jego rodzinnej wsi Bojszowy. Praca na planie stała się dla bojszowian swoistym rytuałem – zdjęcia realizowane są zazwyczaj po niedzielnym nabożeństwie, bo tylko w niedzielę ludzie mają czas i – niczym w dawnych misteriach czy jasełkach – aktorzy naturszczycy wcielają się w role z westernowego świata; jeden jest etatowym szeryfem, inny złoczyńcą. W filmach Józefa Kłyka bohaterowie mówią gwarą śląską, pokazane są śląskie obyczaje, stroje, opowiedziana zostaje historia Śląska. Czy można ciekawiej, kreatywniej i bardziej użytecznie wykorzystać amerykańską kulturę popularną?

Nowe media, zwłaszcza Internet, dostarczają mnóstwa przykładów wykorzystania amerykańskiej popkultury w sposób krytyczny i inspirujący. Sama kultura amerykańska występuje tam w wielu formach i treściach, bo przecież jest to kultura różnorodna, tworzona przez mieszkańców USA, którzy mają różne korzenie. Kultura amerykańska to nie tylko teksty produkowane przez fabryki Hollywood i korporacje medialne – dzięki nowym mediom wreszcie możemy zobaczyć to bogactwo.